Members Of Mayday "Twenty Young" [Wasze wrażenia]

Zapowiedzi oraz relacje z imprez w których mieliśmy przyjemność uczestniczyć.
Awatar użytkownika
paulspacer
Posty: 205
Rejestracja: 11 gru 2010, o 19:25
Lokalizacja: Lubsko

Tegoroczna edycja Members Of Mayday przeszła już do historii. Zachęcam do opisywania swoich wrażeń związanych z tą imprezą oraz dodawania zdjęć i filmów. Niech Ci którzy z różnych powodów nie mogli pojawić się w katowickim spodku poczują choć po części atmosferę tej czwartkowej nocy ;)

Na początek kilka słów ode mnie:
W drogę do Katowic wyruszyliśmy już o 10:30. Po kilku godzinach podróży w doborowym towarzystwie dotarliśmy na miejsce. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wkroczeniu na teren imprezy to wiele organizacyjnych niedociągnięć. Po odwiedzeniu szatni której cennik nieco mnie zszokował nadszedł czas na zabawę ;) Na pierwszy ogień poszła scena główna na której trwał występ Jurka Przeździeckiego. Spokojne aczkolwiek bardzo ciekawe dźwięki były idealną rozgrzewką i wprowadzeniem do krainy Members Of Mayday. Po Jurku na scenę wkroczył Hooligan, którego set okazał się pasmem rozczarowań. Muzyka kompletnie nie pasująca do tej imprezy, a zwłaszcza jej tegorocznego profilu oraz techniczne wpadki sprawiły, że przenieśliśmy się na scenę Showroom. Tam Hellboy w swoim niezmiennym stylu dosłownie zamiatał parkiet serwowanymi przez siebie dźwiękami.
O 22:00 na scenie głównej pojawili się Turntablerocker. Ich zabawa muzyką i radość jaką z tego mieli okazały się bardzo ciekawym połączeniem. Przysłuchiwaliśmy im się jednak z trybun gdyż zbieraliśmy siły na występ Klaudii Gawlas, która jak zwykle nie zawiodła.
W międzyczasie nastrój nieco zepsuły nam kolejki do stanowisk gastronomicznych oraz ścisk w namiocie piwnym którego postanowiłem nie odwiedzać podczas tej imprezy ;)
Chris Liebing na którego liczyłem niestety nie spełnił moich oczekiwań. Jego set był dla mnie po prostu zbyt monotonny. Zupełnie odwrotne wrażenie wywarła na mnie Monika Kruse. Było mocno i konkretnie... można było poczuć klimat tego co miało nastąpić za chwilę.
Punktualnie o 3:00 na scenie pojawił się Rush. Już pierwsze takty zaserwowane przez niego uwolniły ze mnie najgłębiej skrywane pokłady energii i wprawiły w istne muzyczne szaleństwo. Zdecydowanie najlepszy występ tej imprezy.
Pozytywnie zagrał też Torsten Kanzler, lecz o tej porze brakowało już sił na parkietowe wojaże.
Czego żałuję? Nie mogłem być na występie Westbama i Lena Fakiego ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Podsumowując... pod względem muzycznym moja ocena to 4/5, natomiast organizacyjnym 2/5.
Dziękuje wszystkim w których towarzystwie mogłem się bawić, a zwłaszcza: Margaret, Anicie, Tomkowi, Marcinowi, Lazarowi i dwóm Kamilom. Do zobaczenia na kolejnych imprezach i nie tylko ;)
przemek1krzyzkowko
Posty: 71
Rejestracja: 25 sty 2011, o 21:37

Moj voyage zaczal sie o 14,38 z Poznania. Mialem przed soba 6h w pkp, wiec co tu robic, zakupilem 6 puszek złocistego dopalacza, orzeszki ziemne i gazetke na droge :) Na uszy w ramach warm up`u weszlo kilka setow Mayday z lat 2007-2010, m.in.Pet Duo z 2007roku:)

6h akurat wystarczylo na przeczytanie Angory od deski do deski, ozwiazanie 2 krzyzowek, wypicie 6.piw i zjedzenie 400g orzeszkow :D oraz na nakrecenie swojego ciala, mozgu, zmyslow i uszow na muzyczna uczte w rytmach technicznych. W koncu to 20.edycja i w dodatku pod mottem "free trance area", wiec nie moze byc lipy.

i tak o 22.00 bylem juz pod Spodkiem i tam wspolnie z Pubman`em Piterem udalismy sie na Festival.
Wejscie standardowo, od backstage`a, w tym roku nie bylo kolejek, ochrona szybko dokonala swojego dziela i juz bylismy w szatni.
Pan szatniarz byl troszke przytloczony mysle duza iloscia piersi, dekoltow, krotkich spodniczek, nagich posladkow i bicepsow powyzej 50cm, wiec niezauwazal nas przez pare minut, ale wkoncu mile obsluzeni udalismy sie na poszukiwanie Timetable.

Timetable, ktory rzekomo mial byc rozdawany pod wejsciem, a znalezlismy go dopiero przy ktorejs z koleji szatni w rekach ubranej w gruby plaszcz hostessy. W koncu, ciezko uznac kogos za hostesse, jezeli ma nasobie gruby plaszcz i zadnego loga Mayday :/

Co do ceny nie bylo zle, szatnia 6zl, i podanie ciuszka 1zl, na tle innych eventow cennik nie najdrozszy (o zagranicznych eventach nie mowiac).

Dalej nasze glowy udaly sie na piwo. Duzym plusem w tym roku byl ogrzewany namiot dla palaczy i pijacych piwo, dosc ciasno ale cieplo, to jest plus. Ale cos za cos, cieply namiot kosztem braku jakichkolwiek tunneli na trasie piwo-namiot piwny-showroom-droga powrotna z showroom do spodka.

Cena piwa tez rozsadna 7,50zl, catering bogaty, zapiekanki, kielbasy, hamburgery, woda, ice tea, cola,sprite i to w rozsadnych cenach. Na tle reszty eventow wszystko w normie. Kolejek do piwa i papu nie uswiadczylem, troszke usmiechu, troszke łokci i wszystko na czas zakupione (jezeli ktos uwaza, zetu byla kolejka, tzn., ze nie byl na Global Gathering w 2010 roku, poza tym logiczne jest, ze gdy w time-table znajdzie sie chwilowa luka bez gwiazd to kazdy udezy na piwo i papu).

I tak minal czas na piwku, rozmowie i planach na dalsza zabawe. Zaczelismy od Turntablerockers, 30.minut plumkania na rozbujanie konczyn i za stery wszed Anthony Rother. Live wokale byly jego duzym plusem, mily elektroniczny koncert (tu musze zachecic wszystkich ktorym takze sie podobal do sluchania wystepow Sono, duzo energi, ekspresji i instrumentow grajacych live).

Dalej koncowka set miss Gawlas i poczatek Kroechera bez rewelacji, kolejne plumkanie nie rozrozniajace sceny Showroom od sceny Main (i zapewne od sceny Ballroom, lecz na nią nie wchodzilem, bo i po co). Nadeszla godzina 00,30 zająłem miejsce siedziace vis-a-vis dj`ki na wysookosci rezyserki dzwieku. Z niecierpliwoscia czekalem na pozadna rozgrzewke przed Rush`em i DayMar. Niestety czekalem na ta rozgrzewke az 1,5h i nagle set Chrisa sie skonczyl,,,bez rewelacji, moze 3.dobre Techniące zyciem utwory. Ale nie bylo co sie zalamyac, w koncu zaraz zagra Dj Rush!!! :twisted:

W miedzyczasie oczywiscie byl wystep MoM, standardowy, jak zawsze serce zabilo szybciej przy Sonic Empie, Save The Robots, czy Ten In One.

Majac 30minut wolnego uzupelnilem plyny, wzialem ich zapas na showroom i czekam na Rush`a. Zaczal standardowo, ale po 10.minutach obudzil we mnie niepokoj, poniewaz tempo nie przekraczalo 145bpm, basy nie wbijaly sie w cialo, a hi haty nie ranily uszow,,, Po 20.minutach pewnym juz bylo, ze inaczej nie bedzie do konca seta... :cry: :cry: :cry: W tym momencie poczulem sie jakbym nie byl na Mayday. Bylem delikatnie mowiac zły, bo jeden z dwoch dj, dla ktorych tam bylem nie zaspokoil mojego glodu. Na szczescie byla jeszcze Day Mar (po jej ostatniej plycie, jej wystep zapowiadal sie grrrrubo).

Lekko zalamany podszedlem pod scene i spotkalem tam znajomego, ktory oznajmil mi ze DayMar nie pojawi sie z powodu choroby:/ Drugi gwozdz programu odpadl :o :(

Pozostal tylko Marco Remus, lecz ten gral jak zawsze twardo, schranz`owo i hard technicznie, lecz bez polotu. Przejal czas z seta DayMar i gral 2,5h. Jedyny mocny set tego wieczoru, lecz to powinna byc rozgrzewka, a nie final :/

Wg mnie na dodatek byly to tylko jego dwa sety, odpalone z Mac`a :/ Po 1,5h wystepu wzial w reke mikrofon, odezwal sie i kontynuowal set, lecz juz nie tak mocno jak konczyl (DJ Arcane - Kurwama), tylko jakby zaczynal zupelnie nowy wystep.
Playlista zatrzymala mu sie w 2008 roku, niestety:/

Takze po evencie pozostal tylko niedosyt i zaskoczenie. O 6.00 opuszczalem smutny i zly Katowicki Spodek:/

Zaskoczylo mnie takze naglosnienie, ktore albo bylo za mocne i czulem tylko dudnienie, bez zadnego kick`a, lub za slabe i przesterowane.

Na plus jak najbardziej scena, w przeciwienstwie do ubieglego roku, mniej ascetyczna. Main bardzo szeroko zagospodarowany, dj`ka nie za wysoko. Ekany na calej szerokosci, pomiedzy nimi stroboskoby, głowice, lasery, oraz mniejsze telebimy. Showroom, takze szeroko zagospodarowany. Scena przypominala strukture skaladajaca sie trojkatow i prostakatow, ktore stanowily ekran dla rzutnika, ktory wysietlal wizualizacje.
Duzym plusem byla takze mozliwosc wymienienia niewykorzystanych kuponikow, spowrotem na pieniadze.

Tu pozdrawiam wszystkich, ktorych spotkalem na evencie Lazarusa, TVB, Anite, Paul Spencer, Margharet, Kube a.k.a. Dj JakeIll, oraz moich towarzyszy niedoli z ktorymi mielismy podobny niedosyt Seen, Dziubuś, Dziubek i Ciebie Pubman (dziekujac za podwiezienie) :piwo:

Na koniec pytanie, jezeli na Mayday nie ma techno, to gdzie ono ma byc ?!
Respect The Oldskool

;)
anita
Posty: 3
Rejestracja: 11 gru 2010, o 22:08
Lokalizacja: Wrocław

MAYDAY, hmm… wstyd się przyznać, ale w końcu się doczekałam!! Od kilku lat coś ciągle staje mi na drodze do katowickiego spodka w tej nasuwającej tylko jedną myśl dacie 10 listopada.
Moja podróż od godz. 15-ej coś <z ok. 50-o minutowym opóźnieniem od planowej godziny odjazdu> wyglądała identycznie, jak ta PualSpacera’a, bo z też Nim ją odbyłam jak i z kilkoma innymi czatownikami DMC < nie ma dla mnie lepszego before party,jak taka wspólna podróż>.
Do spodka dotarliśmy, jeśli mnie pamięć nie myli, cos ok. godz 19:30. Drugi raz w życiu miałam tak szybkie wejście na teren imprezy.
Pierwszy plus-dłuuuga szatnia bez kolejek, ale zaraz za tym też i pierwszy minus o którym już koledzy wspomnieli-szokujący cennik szatni…nie zamierzałam jednak psuć sobie na wstępie imprezy tym faktem.
W związku z tym, że moja podróż po scenach Mayday niemal identycznie pokrywała się z trasą Paul’a możecie odnieść wrażenie, że Go kopiuję, ale na szczęście serce i związane z tym odczucia mam już swoje ;p
„Arena” i Jurek Przeździecki zatem i mnie przywitali pierwsi i pierwsze wrażenie - łagodnie, jak na trance’owej imprezie, co jednak nie znaczy, że źle! Dobry wstęp, jak na to, że nasze kości jeszcze nie były zbytnio rozruszane, ale już chętne na coś mocniejszego. Wystarczyły pierwsze ruchy Lazarusa by na twarzy pojawił się uśmiech a w głowie myśl „ to będzie dobra impreza” 
Kontynuując, kolejny set: Hooligan… Nie podobał mi się ani dobór kawałków ani ich miksowanie a o zakończeniu, <na które jeszcze zdążyliśmy wrócić po zaliczeniu Hellboy’a> które przypominało nagłe zorientowanie się Dj’a,że Jego czas minął i automatycznym zaprzestaniu grania już nie wspomnę-porażka! Niektórzy naginali swój grafik by skończyć, jak na dobrego Dj’a przystało-ja to akurat cenię.
Ale dość o tym o czym nie warto. W czasie trwania niezadowalającego nas Hooligan’a postanowiliśmy całą ekipą sprawdzić, co się dzieje na scenie „ Showroom”. Po przeanalizowaniu nie do końca zrozumiałej dla nas mapy obiektu docieramy do celu i tam na wejściu, kiedy tylko możemy usłyszeć już pierwsze dźwięki wydobywające się z sali na naszych twarzach pojawia się uśmiech nr. 8, serce zaczyna szybciej bić, ręce i nogi zaczynają się zachowywać, jakby miały ADHD i słyszę komentarze moich znajomych: „no w końcu!” –za konsolą wspomniany wcześniej Hellboy. Ten set, jak się później okazało, należał do najszybszych tego wieczora < oczywiście mojego wieczora> a energii, jaką nam dostarczył nie da się opisać! Pomyślałam sobie : „To Rush mnie wykończy ”
Tak naprawdę wtedy zaczęło się moje MAYDAY. Jedyny minus-muszę zatrudnić choreografa, który ułatwi mi poruszanie się przy takich dźwiękach ;p
Wracamy na „Arenę”, tam kończy Hooligan i wchodzi Turntablerocker. W Jego set wsłuchujemy się jednak w pozycji siedzącej w ramach odpoczynku po wcześniejszych doświadczeniach na Showroom xD
P.S. Tak wracając jeszcze do tematu organizacyjnego- wszystko było by okej, gdyby nie te długie i dość zimne przejścia między scenami. M.in. z tego powodu nie było nam dane odwiedzić „Ballroom’u”, ale przyznaję, że jego line up nie przyciągnął zbytnio mojej uwagi.
Moje odczucia co do występu Turntablerocker są identyczne, jak PaulSpacer’a- miło było potupać nogą pod krzesełkiem do tego, co dla nas przygotowali. Pewnie wylądowałabym na parkiecie, gdyby nie świadomość, że Klaudii Gawlas mogę już wtedy nie wytańczyć do końca ;p
W międzyczasie co poniektórzy członkowie naszej ekipy stwierdzili, że bez małej przekąski nie będą w stanie normalnie funkcjonować a już tym bardziej tradycyjnie korzystać z muzycznych eksperymentów pani Klaudii < tak Tomku?:D > I nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ta potrzeba fizjologiczna zabrała nam pół występu artystki, a właściwie czas oczekiwania na jej spełnienie. No ale… po szybkim zjedzeniu na pól zimnej zapiekanki można by powiedzieć, że pobiegliśmy na Showroom, tzn no właśnie… pobiegliśmy, ale w dość zmniejszonym składzie, bo tu się pojawił taki mały paradoks-zapiekanki miały dodać sił a odebrały :D
Takim oto sposobem do Klaudii Gawlas dotarłam ja z Pawłem. Jej występ okazał się kolejnym po Hellboy’u, choć nieplanowanym w moim prywatnym Line up’ie doświadczeniem, które zapisało się w mojej pamięci bardzo pozytywnie. Następnym takim, tutaj już cały wieczór przez mnie oczekiwanym miał być Chris Liebing, ale niestety-przeceniłam Go. Niektórzy pewnie się ze mną nie zgodzą, no cóż –tyle opinii ilu ludzi…
Zaczął dobrze, co uznałam tylko za zapowiedź czegoś jeszcze mocniejszego i bardziej ekscytującego, ale w tym momencie Chris jakby się zatrzymał w miejscu-czekałam, czekałam i czekałam, aż w końcu nie wytrzymałam i postanowiłam opuścić Arenę na rzecz zbliżającego się występu nr. 2 w moim LU- Monikę Kruse.
I stało się-za konsolą ujrzałam blond lokowaną kobitkę, która sprawiła, że zaczęłam… „latać”!! Energia, jakiej mi dostarczyła była równie ogromna, jak ta podczas występu Hellboya z ta różnicą, że tutaj nie potrzebowałam już choreografa i mogłam wyzwalać z siebie emocje najlepiej, jak potrafiłam. To był ten moment, kiedy wpadasz w trans… wokół Ciebie nic nie istnieje a Ty czujesz, że jesteś kłębkiem świata–swojego świata! Twoje jedyne marzenie wtedy, to by ten moment trwał wiecznie!!
Trwać wiecznie nie mógł, ale przez kolejne 2 i pół godziny tak!
Kiedy dzieło Moniki Kruse zbliża się ku końcowi ja zdaję sobie sprawę, że jest to niesamowite intro przed nr 1 mojego osobistego LU- Dj Rush.
Wchodzi, przywitany wielkim aplauzem a ja i Paweł kumulujemy szybko swoje siły na powtórkę tego, co dostalismy przed chwilą, ale ze zdwojoną mocą. Przyznam szczerze, że bałam się tego występu. Zdawałam sobie sprawę, że ten człowiek, choć tego nie planował , nie pozwoli mi towarzyszyć Mu do końca swojego show. Tutaj się jednak myliłam. Rush nie wykorzystał wszystkich swoich możliwości. Jak już kolega Przemek napisał Jego maksimum to 145bpm. Jednak to, co dla jednych jest minusem dla innych okazuje się być plusem i tak też było ze mną. Dzięki takiemu a nie innemu tempu byłam w stanie wytrzymać na parkiecie maksimum czasu, jaki dawał mi planowany powrót do Wrocławia i wytrzymać go w sposób, który kocham-tańcząc!

Tego wieczora tylko Chris Liebing nie spełnił moich oczekiwań, natomiast co do Moniki Kruse i Dj Rush nie pomyliłam się ustalając własne muzyczne priorytety tej edycji MAYDAY.
10.11.2011r. zdałam sobie sprawę, że to MAYDAY jest moim miejscem na spełnianie swoich muzycznych marzeń i za to chcę podziękować: Marcinowi, Pawłowi, Gosi, Danielowi, Tomkowi oraz pozostałym, którzy mi towarzyszyli <również tym, których miałam okazje dopiero poznać a z którymi spędzam na czacie każdy piątkowy wieczór >,a w szczególności MUZYCZNEMU RADIU, bo to ono dało mi szansę przeżyć tę wspaniałą noc. Bez Niego nie było by mnie z Wami tego roku.
Z Wami WSZĘDZIE!! ;*
Awatar użytkownika
Lazarus
Posty: 548
Rejestracja: 11 gru 2010, o 15:45
Lokalizacja: Żary
Kontakt:

Niestety.. Wydarzenie na które czekało się cały rok... Na którego myśl z dnia na dzień ciałem ogarniał dreszcz... Kilka dni temu przeszło do historii.
Niestety, gdyż ogarnęła mnie pewnego rodzaju tęsknota za ludźmi, z którymi miało się zaszczyt spotkać i dzielić emocje przeżywania tych chwil muzycznego pojednania.
Tęsknotę tą nakręca fakt, iż na kolejną edycje trzeba będzie czekać znów cały rok.
Tyleż emocji w jednym miejscu, w niepowtarzalnym towarzystwie, a zaczęło się tak niewinnie...

10 listopada zaczął się, jak każdy poprzedzający go dzień, chłodno i mglisto. Ponura aura nie zraziła mnie ani trochę.. Więc zaraz po śniadaniu wyszedłem szybko na żarski PKS, gdzie na miejscu czekał Paul Spacer i jego kolega Kamil.
Na autobus do Wrocławia nie trzeba było czekać długo. Szybko do niego wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę.. Zatrzymując się w Żaganiu dosiadła się do nas Marghareth Khan, dziewczyna regularnie co piątek odwiedzająca nasz czat. Rozmowa o muzyce, co oczywiście można było przewidzieć, była normą. Była już nas czwórka i jeden cel przed nami.
..Emocje zwiększały się...
We Wrocławiu gdzie mieliśmy przesiadkę do pociągu dołączyli do Nas: Tom Van Beat, Pikuss, Anita Trance, Zwierzak, Matishe oraz Krystian z ekipy Muzycznego Radia.
W tym momencie było nas już tyle żeby zająć dwa przedziały w pociągu do Katowic... Wspaniałe było to, że wszyscy już się znaliśmy. Konwersacje na różne tematy przebiegały tym bardziej przyjemnie..
I tak przez około 4 godziny, gdy słońce zdążyło już zajść za horyzont oświetlając krajobraz w pięknej czerwieni dojechaliśmy do Katowic. Przed udaniem się na spodek zaliczyliśmy jeszcze McDonalda by naładować baterie..
Po chwili znaleźliśmy się przed Katowickim Spodkiem..
Tu muszę przyznać, że po remoncie obiekt robi wielkie wrażenie... Widać ,że ikona Katowic o tak dużym znaczeniu kulturalnym nie przypadkowo została wybrana dla prawego ramienia ''Matki Wszystkich Imprez''

Po wejściu do Spodka, przejściu rutynowej kontroli, podążyliśmy na scenę główną, gdzie grał Jurek Przezdziecki. Polski DJ i producent, który całkiem niedawno wydał swój pierwszy album ''Biscuit Symphony''. Artysta w swoim secie wykorzystał utwór z tego albumu o takim samym tytule. Zagrał bez zastrzeżeń . Czuć było w jego muzyce, że to Polska Scena!.Minimal z Tech House idealnie wpasowały się na powitanie imprezy. Było dla mnie zaszczytem uczestniczyć w Jego ''Symfonii''.
Dołączyli do nas Desper oraz Krisbiały, którzy zawitali wcześniej.
Potem gdy wszedł Hooligan i zaczął z dużą dawką energii i przez około 10 pierwszych minut było naprawdę nieźle.. Nagłośnienie tutaj spełniło swoją funkcje .. Lecz po tej chwili ono nie wystarczało... Jego występ przestał do mnie w pewnym momencie przemawiać... Zwyczajnie nie kumałem tego, jak słynny Da Hool - znany nam z takich produkcji, jak „Meet Her At The Love Parade”, czy „Bora Bora”, które można uznać za jedne z fundamentów współczesnej muzyki, - zagrał aż tak komercyjnie, oraz słabo technicznie .
Wtedy to też udaliśmy się na przechadzkę po obiekcie w celu szerszego zapoznania. I tu po drodze spotkaliśmy się z Roxy, Flagowym, Anią i Beduinem i jego dziewczyną. Ekipa od nas była już wystarczająco duża..
Gdy poszliśmy na piwo... było dość mroźnie, gdyż wciąż jego spożywanie odbywało się na świeżym powietrzu. Namiot, o którym wspomniał Przemek powyżej był dobrym pomysłem, lecz w zastosowaniu mijał się z celem. Na taką ilość uczestników imprezy postawiono tylko jeden namiot.. w którym było wystarczająco ciasno... Uznałem to jednak za błahostkę, gdyż
najważniejsza jest przecież Muzyka i DJ'e dla których Tu się przyjechało.
Po wypiciu piwka i dłuższej pogawędce zaczęliśmy się powoli rozdzielać. Grupkami udaliśmy się w kierunku scen. Na których mieliśmy ochotę się znaleźć . Z ludźmi z którymi widzieliśmy się od początku udaliśmy się na Live Act Anthonego Rothera.. Byłem pod wielkim wrażeniem , gdy się okazało że artysta na żywo udziela swojego wokalu do granych przez siebie numerów. Między innymi do utworu ''Father''
Było to piękne.. Wizualizacje dodawały temu smaku.. Wspaniale zagrał.
Turntablerocker zaraz po nim weszli bardzo tanecznie. Dosłownie bawili się muzyką. Można było się zresztą spodziewać. W końcu duet dj'ski zaczynał od miksowania hip-hopowych numerów. Świadczy to o bogatym doświadczeniu muzycznym...
Niestety zrezygnowaliśmy z nich na rzecz sceny Showroom, gdzie aktualnie grała Klaudia Galwas.
Niemka zagrała z dużą energią czyste techno. Na jej występ przyszło już naprawdę sporo ludzi. My zaś wyrażając swoje emocje poprzez taniec poczuliśmy się jak jedna rodzina.. To, co grała na wszystkich robiło niemałe wrażenie. Tam też zobaczyliśmy się z Przemkiem z Krzyżkówka oraz Piotrkiem z Marciszowa.
Było fajnie. Ten ''ekran'' w którego samym środku znajdowało się miejsce dla DJ'a, sprawiał iż był on częścią wizualizacji przedstawianych na nim.. Wszędzie pojawiało się logo imprezy. Poruszało się to na lewo, to znów na prawo, jak w zegarku.
W rytm muzyki.
Po występie Klaudii - trzeba było jednak pójść na Chrisa Liebinga.
Tu też jego występ uznam za najlepszy z całej imprezy.. Zrezygnowałem z Moniki Kruse, gdyż
minimal oraz techno, które grał pochłonęły mnie bezgranicznie...
Nie sposób mi tego opisać..
Wolniejszy bit ma odpowiednią głębię, a ta potrafi przeszyć do szpiku kości i manipulować Ciałem, tak jak się go czuje.. Dlatego też jego występ utkwił mi najbardziej w pamięci.
Była już druga nad ranem... Chris zakończył swoje granie. Nastąpiła przerwa i zaczęła się prawdziwa uczta dla fanów Members Of Mayday. Ponad 30-sto minutowy set z hymnami imprez był w stanie wypełnić po brzegi całą halę, z trybunami włącznie. Tak się złożyło, że miałem okazje być niemalże pod samą sceną i nagrać cały występ. Liczba fanów była naprawdę imponująca. Co chwile dało się usłyszeć skandowanie tłumu: Mayday! Mayday! Mayday! To była istna euforia. Każdy kolejny klasyk był powitany silnym okrzykiem podniecenia... Wszyscy byliśmy wtedy Members Of Mayday...
Nastąpiła przerwa.. Emocje opadły i zaczęła grać największa i obowiązkowa gwiazda corocznych edycji, czyli Westbam...
Facet jak na swój staż grania , bo gra od prawie 30-stu lat. wskoczył za konsoletę niespodziewanie i dość energicznie, ciągle się uśmiechając :) W swoim secie przekazał tyleż samo pozytywu.
W tym też momencie z krisembiałym postanowiliśmy zrobić krótką pauze na zjedzenie czegoś ciepłego. Zeszliśmy na stołówkę i zjedliśmy kotlety z frytkami oraz surówką. Jedząc się rozmawiało... Po chwili zaczęli się schodzić znajomi i tak się rozkręciła nawijka na kilka kolejnych godzin... :D
Na rzecz spotkania, na które czekałem w przypadku niektórych osób 2 lata zrezygnowałem z Rusha i Len Fakiego, który dla mnie akurat był najważniejszym dj-em Twenty Young. Ale życie to wybory :)
Dlatego też po części żałuję, a po części jednak się cieszę że mogłem porozmawiać choćby z Desperem, a spotkanie z nim dla mnie było bardzo ważne.
Było już po godzinie 05:00 Powoli zaczęliśmy się rozchodzić...
Spora część naszej ekipy wyszła już ze Spodka, by wsiąść w pociąg do domu, czy też samochód.. Zostaliśmy w takiej samej czwórce, w jakiej spotkaliśmy się jeszcze w Lubuskiem:
Czyli Paul, Marghareth, Kamil i ja ...
Udaliśmy się na Torstena Kanzlera... który grał już do samego końca... Energetycznie rzecz jasna zakończył impreze. Oczywiście trzeba było pójść na parkiet i godnie zakończyć ją razem z nim.
Ludzi było już tak mało jak na początku.. Niektórzy spali na trybunach...
Ostatnie takty poleciały... i zapaliły się światła... Wszyscy powoli zaczęli sie schodzić do szatni... Ubraliśmy się i wyszliśmy ze spodka witając nowy słoneczny poranek i słysząc jeszcze echo tego, co się działo kilka godzin wcześniej...

Tak więc Mayday tę zaliczę do udanych.. W dużej mierze dzięki Towarzystwu, z którym przebywanie na jakichkolwiek imprezach jest dla mnie Wielkim Zaszczytem... Od tej też pory będę się trzymał uporczywie jednej racji:
Iż co najmniej 50% prawdziwie dobrej imprezy - jaka by nie była, zależy od osób, z jakimi się ma okazje bawić.
Nie ma nic bardziej wartościowego, jak ludzie, którzy ''Cię'' rozumieją. Z którymi ''dzielisz'' wspólne szczęście.
Wszystkim Wam Moi Drodzy oraz Muzycznemu Radiu dziękuję! Liczę, że zobaczymy się szybko!!!
''Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia''
Awatar użytkownika
MargHaret
Posty: 103
Rejestracja: 11 gru 2010, o 17:57

MAYDAY jest tylko jeden a Membersem jesteś właśnie Ty.

Mayday to impreza ktorej z pewnoscia agencja MDT nie musiala by reklamowac.Po co komu plakaty spoty reklamowe , jesli wszyscy wiedza co maja wiedziec.Okolicznosc nie jest swieza ma swoje poczatki i historie ,przebycie , i korzenie.Dokladnie 11-sty raz w noc poprzedzajaca swieto Dnia Niepodleglosci w katowickim Spodku zahuczalo , zabuczalo i mocno
zadudnilo.Taksowkarze mieli obrot roku a ok 9. tysiecy fanow mocnego tupania spedzilo w spodku kilka badz jak niektorzy(jak i moja ekipa)kilkanascie godzin,do ktorych z rozrzewieniem beda wracac do nastepnych edycji albo conajmniej odsluchu setow nadawanych przez `planeta.fm`.Wszyscy z pewnoscia byli i sa zadowoleni.W tej kwestii nie ma innej opcji.

Czas leci jak z bicza trzasnal dowodow nie musze przedstawiac , by kazdy z was dobrze mnie zrozumial.Sporo czekania i nagle dzien ostateczny data 10.11.11. z plakatu , z biletu , z ulotki ,z komorki badz z kalendarza jest przeszloscia.Moze nie kazdy chce o tym pisac z racji z tego , ze czasow minionych nam zal, ale juz prawie tydzien po zjawiskowym odniesieniu muzycznym , wiec musze sie do tego odniesc.Czas cos napisac przedstawic , odslonic troche odczuc.Podzielic sie nimi i pokazac tez strone humorystycznej wyprawy.Wycieczka i punt kulminacyjny koniec i nie pusta ,ale zachowana w sercu `diagnoza` z wyraznymi amplitudami pozywnie bitujacego...serca .Obfitymi wrazeniami na caly rok , az do nastepnego zajscia.Niestety najwazniejsza impreza tego roku juz za nami , czas wiec przejsc do konkretow.

Mayday Polska 11-sta edycja przeszla do lamusa troche kiepskie okreslenie , gdyz innego nie w sposob przytoczyc.Emocje powiazane z Mayday trwaly dosc dlugo zanim nastopil sam event , moze to zabrzmi dziwnie , ale takie emocje towarzysza przed ta okolicznoscia , gdyz jest ona dosc nieprzewidywalna.Z roku na rok samo wymowienie magicznego slowa oznajmujacego zajscie sprawia , ze wlasnie tak sie dzieje.Ciekawosc - niecierpliwosc - napiecie - emocje - muzyka - milosc - szczescie.`Mejdej` jedno slowo a tyle przekazow.Tlumy ludzi przebranych , ubranych dosc niecodziennie na warunki atmosferyczne , jednych wyrozniajacych sie , jednych mniej , trzecich na luzie w dresach a czwartych juz calkiem kosmicznie w oweralach , masakch , stojach , ciekawych dodatkach.Miedzy innymi nasi zajomi , przyjaciele , koledzy i kolezanki.Rozni ludzie , pelna akceptacja , jeden cel - MaYdaY .

Dzien wypatrywany miesiacami nastapil.Wyjazd z Zagania w czwartek dokladnie godziny 10:50 kiedy to doczekalam sie na autobus zarski oraz na pewna ekipe , ktora juz znalam jakis czas.Byli to Lazaruss i Paul dodatkowo towarzyszyl im Kamil, ktorego moglam poznac zajmujac m-sce blisko panow.Dosyc normalnie jak na nas rozmowa trwala w ciagu muzycznym , takze przy chwilowo lecacej muzyke.Nieco nonszalancko , ale z humorem.Nastroj jak zawsze konkretny usmiechniete twarze , nawet oczy nie daly sie nie poznac , ze tak nie jest.Sporo czasu nie widzenia - dwa m-ce,szmat czasu , wiec w roli trasy byl i czas na konwersacje.Nie wymuszana , lecz z wlasnej potrzeby.Wlacznie rozmowy o wszystkim i o niczym majace swoj sens.
Po ok 3 godzianch nastapila trasa koncowa 1-szego etapu - Wroclaw.Wysiadka i od razu spotkanie z Tomem i Pikusiem, ktorzy czekali na nas na PKS`sie oraz z Krystianem , Matishem i reszta.Poczym dojscie pod dworzec i spotkanie sie ze Zwierzem i Anitka.Troche czekania na pociag nie pozwolilo nam stac bez ruchu.Spornie opozniony wymusil na nas skorzystanie z toalet , zakupienie jakiegos prowiantu wlacznie picia.Nastepnie peron i kierunek Slask - Katowice.Ucieszone twarze niecierpliwe zabawy.Lekkie zmeczenie podroza , ale i samozaparcie na jej sedno.`Before party` szczegolnie inne niz wszystkie , ale nie zdradze dlaczego.Niespotykane doborowe towarzystwo , jak zawsze zreszta.Light`owa atmosfera zarciki , sceny i tak zlecial milo czas w pociagu.Wysiadka w Katowicach nastapila po godz. 18-stej.Po wyjsciu (nieco wymeczeni ; D )od razu rozpoczelismy poszukiwanie KFC a w rezultacie trafil nam sie McDonald.Nie bylo zle.Mmmm...Szykbie ogarniecie sie wyjscie z Mac`a i przechadzka po Powstancow Slaskich , pod mostem i az pod cudownie oswietlony Spodek.Kolejne przejscie tym razem tunel.Nastepie sam spodek i dosc szybkie i sprawne wejscie spod numeru 7-mego (szczesliwego).Szatnie mobilne , spore i drogie.Doplaty za druga rzecz w 100-procentowym przebiciu.Dla niekotrych dosc porazajace wydatki , dla mnie nie.Dosyc normalne zjawisko jak na event , wiec mimo woli lub jej braku trzeba sie przyzwyczajac.

Wejscia odgorne i dolne.Arena , Showroom i Ballroom - 3 sceny lin-up zwarty zaplanowane `koczwanie` , ujete miejsca odpoczynku zaspokojenia potrzeb higienicznych badz gastronomicznych.Tej nocy nie zawitalismy na scenie Ballroom i tak bawilismy sie swietnie.Minus wychodzen na chmiel (wydanie pitne) oraz grilowany smakolyk , z ktorego z pewnoscia ponad 1/4 nie skorzystala.Ogolowy minus za organizacje , muzycznie okey.Za duzo zachodu by pojsc po kurtke , zwrocic ja lub poprostu marznac.Chyba,ze wejsc pod ogrzewany namiocik i dotykac sie noskiem ze znajomym z naprzeciwka , wcale nie okazujac milosci , ale wbrew pozorom przyblizajac sie nieco do pewnych kultur zachodu.Zdecydowanie to odpadalo na wstepie.Naglosnienie hmm...zla akustyka owszem , ale volume wystarczajacy , by moc sie bawic , rozkoszowac dzwiekami i deptac parkiet znaczc swoje miejsce wlasnie tam ,dla upamietnienia.Kultura na pelnym official`u.Ambitne dzwieki pochodzace z rodzaju muzyki wysoko technicznej.Zroznicowany mix brzmien oscylujacych wokol najlepszych killer`ow techno,technominimalowych perelek,tkliwych minimal`ow,schranzow`ych sztosow oraz co dziwne i nieco odbierajace korzeniom - house`y , techhouse`y , progressive house`y i nawet electro czy tez dutch...bardzo szczerze akceptowane.W tym roku takze `no trance zone` , taktowne pewne zmiany ukazujace powolny powrot do korzeni .Pewnie wzmocnienie ku podstaw, ale czy napewno?Wiem tyle trance ma swoje miejsce gdzie indziej.Mimo to wahlarz muzyczny z pewnoscia nie byl ubogi.I nawet jesli niektorym moglo sie zdawac ze `tak` nie bede tego analizowac , negowac i przerabiac.Gustow tyle co zdan w ramach oczywistosci , jak to mowie zawsze , wszedzie i jak Anita zdarzyla tu to ujac.Line up mial pewne braki typu Sven Vath (najbardziej wplywowej osoby z przedzialu Techno), Advent`a and Industrialyzer`a (moich ulubiencow grajacych wiadomy przedzial `t` music) , Hardy Hard`a (mistrza breakbeatowego brzmienia), Format`u B (genialnego groove`owca), Boris`a S(mocnego techno) oraz paru innych.Nawet braki nie zastudzily moich checi bycia i z tego jestem dumna.

Bywalcy mayday nie zjezdzaja sie z calej polski by z kims sie umowic na kawe , zjesc zapiekanke albo snickers`a lub zaspiewac `sto lat` przy akompaniamencie pokazow `pirotechnicshow`.Ewidentne.Nie bylo wiec kosmicznej oprawy na mainstage`u.Dosyc przyjemnie wygladala scena na lodowisku , brak laserow ,brak plazmy ,za to rzutnik i białe płotno , ktore dawalo urokowi ciaglosci wystepow.Sprawialo dosyc indywidualny klimat , gdyz na arenie byly plazmy.Skromnie , ale gdy lasery poszly w ruch bylo na poziomie.Kiedys mayday mogl sie kojarzyc z sodoma i gomora , z mijajacym czasem z pewnoscia moge stwierdzic , ze tak nie bylo i nie jest.Mniej pol nagich kobiet , ale nie calkowity ich brak.Wiele pan i panow w logowanych koszulkach co znaczylo bardzo wiele , jednakze bylo tez w normie.Wlosy z wycietymi logo mniejszymi , wiekszymi u obu plci , kurtki , torebki a nawet buty i okulary robily spore wrazenie wieksze nic posladki pan, ktore mozna byl zliczyc na palcach jednej reki - na szczescie.Z pewnoscia to jedyna impreza gdzie wielu panow udaje sie do fryzjera z pewnym oczekiwaniem i niesamowitym udziwnieniem na ten dzien( no , chyba ze sami tak potrafia ).Kobiety zas szczegolowo dbaja o detale i fryzury , makijaz , manicure oraz stroje mniej wykrojone lub w ogole malo widoczne.Poswiecenie , fanatyzm nazywajmy to jak chcemy , ale to bardzo mile uczucie , kiedy patrzysz na kipiaca pasje i tylu wkreconych ludzi w imprezowy `maraton`, wariacje w oczach i pewien entuzjazm , nie wspomne juz o euforii.Jest to event przewidywalny muzycznie(nie do konca) , lecz jak widac z roku na rok lubi zaskakiwac badz budzic zdziwienie i kusic o zapytanie `dlaczego na mayday grany jest house , badz dlaczego grany byl trance rok temu ?`Retoryka.

Swoisty kosmos od zawsze przyciagal tych co czuja sie dosc miekko na przecietnych dancefloor`ach clubowych.Sa inni i sie tego nie boja.Ludzie , ktorzy chca czegos innego, ktorzy lubia odmienna muzyke i tzw. lupniecie mijajac slowo na `p`.Zywia sie underground`em , albo po prostu zaciekawieni szczypta muzycznej odmiennosci .Zbiorowisko nie przypadkowe .Zroznicowana mieszanka gatunkowa pokazuje , ze mayday nie chodzi o to by ciagle towarzyszyla nam nawalanka hardu jest/bylo wszystko,byl solidny bukiet.Dobrze bylo.Jiiiihaaa.

Bedac juz w srodku szybko oddalismy rzeczy w `changing romm`ie` i udalismy sie na arene.Jako pierwszy - Jurek Przezdziecki - live set.Facet orkiestra wprowadzil nas wstepnie w progi areny , ktora fajnie bujalo , ale po dwoch track`ach wiedzialam , iz nie bylo to na co czekalam tej nocy.Z pewnoscia nie ruszalo mnie to w plas czy taktowny takt na scenie.Nie czulam tego.Moja wewnetrza dzikosc zamarla.

Troche w klimacie pobudzil mnie pan z Dortmundu.Hooligan aka Da Hool(kto by pomyslal)Piekny poczatek w klimacie techno potem nagle zejscie z klimatu `t` na house`y.To nieco pozostawilo moj flow bez podlotu.Zly tor z pewnoscia , ale jeszcze gorszy byl brak wyczucia w wejscia.Slyszalne nierownosci w beat`ach , ogolowo zly feeling.Rozumiem jedno a nie az 4-ry potkniecia.Dla mnie ten pan spalil swoje m-ce na 21-szej(swiatowej) edycji.Jesli sie pojawi bedzie to nieporozumieniem...ogromnym.Wyrazam sie tak z szacunku dla powagi calej imprezy.

Turntablerocker nastepca po `daaa hoooool`uuu`.fajne kliamtyczne techno , ale i tak na poziom mayday to bylo za malo ,zbyt miernie.Z pewnoscia w mixie mial wiecej do powiedzenia niz poprzednik wyzej.Generalnie slabo , choc wstep dosyc fajny.Bity nudne , ale nie moge powiedziec , ze brakowalo w tym mocy.Zwlaszcza kiedy siedzielismy wszyscy na trybunach i sapalismy wolajac o sily na kolejnych artystow , ciezko bylo sie wsluchac i wczuc co do naplywajacych dzwiekow ;)

Po jakiejs polowie godziny zeszlismy z areny na lodowisko , gdzie ladnie mocno i bardzo szybko mlocil Lukasz Mulka.Bylo tak masowo , ze nie moglam zebrac sil i wczuc sie w schranz`owe bity jak to kiedys potrafilam przy jego setach.Fani do konca nie mieli zastrzezen(ja tez) , zwlaszcza ci ktorzy lubia mocne schranz`owe dzwieki.Kolega dosadnie podkrecil BPM , wiec z poczatku nie mozna bylo sie wbic w takt.Natomiast nie pozostalam bezruchowym slupkiem .Wysokie buty tez mialy swoje wklady , mimo to dalismy rade wszyscy wlacznie z moja ekipa.Kawalki typowe `pralkowe` ale wysoko sklasyfikowane , podoba mi sie ze Hellboy nie boi sie tego co reprezentuje i wciaz trzyma swoj styl.Uparcie i niezmiennie do celu.Dla mnie to prawdziwy dj , ktory broni sie sam i trzyma sie zasad i tego co lubi , nie lecac pod dywanik nie szufladkujac sie oraz nie zwykle zmieniajac.Po zakonczeniu seta zostaliamy na tej samej scenie.

Nastepnie weszla za stery piekna kobieta o imieniu Klaudia grajaca to co naprawde lubie.Dokladnie Klaudia Gawlas Niemka o polskich korzeniach , pieknie wkrecila nas w bajke techno muzyki.Byla jednym z najlepszych prezentow dla mnie w tym dniu.Piekne siarczyste techno z mega manipulacjami przy sprzecie.To jest to co moje ucho lubi slyszec.Cudowny czas na Showroom.Tuz po Klaudii zainstalowal sie kolejny Niemiec.

I wlasnie na arenie nastapil czas , gdzie rozpakowal sie Chris Liebling gosciu na ktorego czekalam caly rok.Zaskoczenie roku.Spodziewalam sie czegos co mnie zdepcze.Sadzilam, ze marudze , lub cos z tych zachowan.Zawiodl i polegl.Set nudny oklepany tak jakby technicznie gral jednego tracka.Najwieksze zawiedzenie na mayday po dwudziestu paru minutach zdecydowalismy z Anita , Paul`em i Tomem oraz z dwoma Kamilami , ze idziemy.Slyszalam duzo lepsze sety w jego wykonaniu , zbyt zachowawczo jak dla mnie.Wiem , iz zmienil styl , ale nie przypuszczalam , ze zagra tak czysto monotonnie.Tupot byl hihaty wlazily w bebenki ,co z tego!Nie podniosl mnie na duchu a swoim graniem zmusil do zmiany otoczenia.Dla mnie spadek roku , szkoda ze nie zagral tak jak to bylo w 2002 r. ach...Z pewnoscia czasy grania obojetnie czego przez niego i zachwycania sie nad nim minely.A moze po prostu pokazy laserowe zdezorientowaly go przed graniem?Malo mnie to wtedy interesowalo.Szybkim chodem udalismy sie na przekaske i cos do picia by nastroic sie i naladowac przez MoM i `dziadziem` Maxymilianem;)Po przestaniu w dlugiej kolejce w oczekiwaniu na cos cieplego , minelo sporo czasu.W koncu ojedzeni i ozywieni udalismy sie na Membersow.Anita i Paul spedzili czas na komplikacji Monice Kruse.Jej wystep zdalo mi sie poswiecic na Westbam`a ale dzis wiem , ze zagrala rownie dobrze jak Klaudia G.

MoM , Members Of Mayday ich z pewnoscia nie moze zabraknac nigdy.Jak co roku porcje hymnow i pokaz laserowy.Tak tez w dwoch slowach mozna skwitowac ich wystep.Swoja droga po raz pierwszy odczulam , ze pokaz laserowy ma znaczenie i dosyc czesto po imprezie sie o nim wposmina.Takze fotki z imprezy to glownie Showroom.Szybko i sprawnie set zaliczyl sie to przeszlosciowych.

Nastepny gosc wieczoru - Westbam(w tym samym czasie grala Monika Kruse na lodowisko gdzie kunsztowali Paul z Anita).Nie mozna miec wszystkiego , wiec wraz z Tomem , Kamilem i drugim Kamilem zdecydowalismy sie na Westbam`a.Czlowiek ktory na scenie jest juz 28 lat i wcale nie traci polotu energii wraz z wyczuciem.Dla mnie zawsze jest przykladem , ze jesli sie to kocha mozna to robic wiecznie nawet o lasce , jak najdzie potrzeba.Uwielbiam jego kreciolki wokol dj`ki i machanie rekoma w takt muzyki, umiechanie sie i trwanie w mixie niepozbawionym efektow , urozmaicen.Skutecznie buja publika, serwujac przy tym kilka ciekawostek z przeszlosci , nawet house w wydaniu electro brzmi u niego inaczej , nawet jesli zdarzyl sie juz powtorzyc podczas tej uroczystosci.Jedna z najbardziej barwnych i pozytywnych postaci tamtego wieczoru.

Numer jeden tej okoliczosci -Dj Rush.Nastapil szybko po westbamie.Moja osoba Tom , Kamil i Pikus przebilismy sie na lodowisko i wten bez przeszkod dolaczylismy do Paula i Anity.Pomyslnie , bo obylo sie bez szukania.Kamil z daleka zauwazyl gdzie tancza.Doszlismy do chwilowo odlaczonej ekipy i zaczelismy swoj `voyage` na scenie w calym pakiecie.Pieknie , pieknie , pieknie nic inego nie moge napisac.Dj Rush potega 20-stej edycji, moze przesadzam , ale nie czesto to robie.Wlosy jezyly mi sie od przeszywajacych bass`ow , mocnych kick`ow i momentami sprawnych loop`ow , ktore bardziej nakrecaly...do krecenia glowa , bioderkami , tupania nozkami , machaniem w rytm rekoma.Bylo jeszcze lepiej.Wstepnie techno po czym lyk hard`u i powoli przyspieszenie synhronizacja szybkosci do delikatnego schranz`u.Dla mnie bomba mix z sercem , mimo ze to dosyc mocna muzyka i moze miec przejawy aresywu i brutalizmu , to wcale tak sie nie dzieje.Dj Rush kolejny raz pokazal swoja charyzme , oddanie wszystko w pozytywnym nastawieniu.Sluchajacy,fani widzieli w nim potencjal utozsamiajcy sie w pewnej kwestii z muzyka idaca z nim.Wspaniale tlumy , las rak , oklaski i wir pasji wokol tanczacej populacji przepelnionej aura od Rush`a.Jego slynne `serduszka`.Nawet u tych co pierwszy raz sluchali Amerykanina potegowalo wrazenie.Cieszylo mnie i cieszy , ze moja ekipa poznala czatke tego na czym sie wychowalam i bardzo szybko sie do niej przekonala.Duzy plus.

Szlak jakim nastepnie podazylismy bylo to piekne miejsce , nie tak jak dla duszy , jak dla zoladka.Jadalnia , gdzie spotkalismy odpoczywajacych : Despera , Anite , Lazara , Krisa Bialego , Zwierza i Paula.Doszlismy w skladzie Ja , Tom Van Beat , Pikus i Kamil.Ciezko bylo ogarnac miejsce na szczescie znalazlo sie i siedlisko dla mnie.Po sporej debacie i niespelna dwoch godzinach zaczeli sie zbierac : Anita , Zwierze i Tom.Musieli i nawet mieli dobrze.Po takim pobojowisku muzycznym malo kto mial tyle sil co moja ekipa ;D Nagle gdy odlaczyly sie 3 osoby , zaporwadzilismy wspolna tok i rozmowy kontrolowane , rozniez jezyk niemiecki mial swoj popyt...Ok. godziny 6:30 jak juz Desper i Kris B. zpakowali sie do wyjscia symbolicznie sie z nami zegnajac , my czyli ja Paul , Kamil i Lazar(sklad pierwotny nie do zniszczenia ; D) zmierzylismy z strone seta Torsten`a Kanzle`a.

Na sam koniec mocno (nic dziwnego) jak przez cala impreze..Lazaruss jak to Lazaruss nie wytrzymal spokojnego siedzienia i polecial pod sama scene nie tylko potanczyc i poswirowac , ale i zrobic konkretne fotki.Nastapila godzina 8-sma czas wyjsc , sale swiecily pustami , ktore dosyc nieestetycznie wypelnialy puste plastikowe butelki , puszki po redbull`ach.Ochroniarze z kultura mowili : `prosze wyjsc to juz koniec imprezy`.To byl znak - zakonczone , widzmy sie za rok.

Moi faworyci :

1)Dj Rush

2)Klaudia Gawlas

3)Westbam

Wy pewnie macie innych , w tym roku na 3 scenach przypadlo sporo ciekawych dj`i, ze nie w sposob kogos nie wyroznic.Uslyszelismy tylu ciekawych artystow i tyle rozbrajajacych kawalkow , ze bardzo trudno bylo by znalezc osobe , ktora nie mialaby ` swoich wlasnych doglebnych przezyc`...W spodku przez wiele godzin mialam wrazenie , ze dla wiekszosci takie chwile trwaly nieustannie az do samego zamkniecia(8 rano).Oby takich wrazen multum.


Zaluje ze nie moglam odluchac Len`a Faki`ego , Butch`a ...Nadrobi sie.

My jako ekipa nie do zlamania wytrzymalismy do 8.Jestem z was dumna chlopcy ;) Prawdziwy sluchacze hard`u jak na sama nazwe wskazuje musza byc tacy.Reasumujac wyjazd i cala lekko problemowa podroz (jesli chodzi o dojazdy) przybylam w milym towarzystkie i to nie dalo sie zle odczuc.Dziekuje wam za mila atmosfere z wami nawet na koniec swiata i jeszcze dalej.

Podziekowania dla Lazara , Anity, Zwierza , Paula , Toma , Pikusia , Kamila oraz dla tych , z ktorymi moglam sie przywitac i nawet porozmawiac : Despera , Krisa Bialego , Flagowego , Przemka , Pubman`a.Jesli kogos pominelam to po prostu mam slaba pamiec i niewypisujac go lub jej nie zrobilam tego specjalnie.Milo bylo sie z wami wybrac w dosc dluga podroz nie zaluje i czekam na czestsze wypady.Widze sie z niektorymi na nadchodzacym evencie wiecie ktorym.Pozdrawiam , sciskam was.Niech techno bedzie z wami , ale i nie tylko ; - )))))
Schranz ist nicht hart Schranz ist die Seele von der Technoszene ...Junge S T A Y H A R D v3!
ODPOWIEDZ