Electrocity 7 - Wasze wrażenia
- paulspacer
- Posty: 204
- Rejestracja: 11 gru 2010, o 19:25
- Lokalizacja: Lubsko
7 edycja ELECTROCITY przeszła już do historii. W tym temacie czekam na Wasze relacje, zdjęcia, filmy i cokolwiek innego jeszcze macie z tej niezapomnianej imprezy. Sam jak tylko ochłonę i zbiorę kilka bardziej konstruktywnych myśli postaram się coś napisać. Mam nadzieję, że Wy również nie pozostaniecie obojętni na ten apel i podzielicie się wrażeniami z resztą użytkowników
- tomvanbeat
- Posty: 48
- Rejestracja: 11 gru 2010, o 22:03
- Lokalizacja: Wojcieszów/Wrocław
- Kontakt:
no to będę pierwszy ;P
było to moje drugie Electrocity, więc mogę je porównywać tylko do zeszłorocznego chodź... i to nie bardzo gdyż w tamtym roku praktycznie cała imprezę przetańcowałem na Run To The Sun, a w tym roku...
W tym roku moja przygoda z EC była niewiadoma, miałem nie jechać, w końcu jednak dotarłem i na wejściu zonk... wpadka organizatorów, kolejka niby jak w zeszłym roku, tylko, że rok temu udało się wejść w przeciągu max 10 min, a w tym roku staliśmy z dobre 40 min... po wejściu na teren imprezy nastąpił szybki przegląd time table i wyruszyłem na seta Carlo Calabro, który w zeszłym roku zagrał bardzo energicznie i w tym roku jego muzyka zrobiła konkretną robotę. Ok godziny 22 udałem się w kierunku namiotu Lecha gdzie miał grać Alex, trafiłem na końcówkę seta Neevalda, można było potupać nóżką do słonecznej muzyki House. Po nim za konsolą pojawił się Alex, który rozpoczął seta klasykiem EC
Michał stopniowo podkręcał moc, żeby po 15 min lecieć na full!
Przez cała godzinę pełen odlot i hasanie na parkiecie napełniło mnie energia i dobrym humorem na resztę imprezy.
Po kapitalnym secie Alexa, mały odpoczynek i udałem się na scenę Fly With Me, gdzie grała Nastia, a po niej Dubfire. W kościele zostałem na około 2 godziny. Wnętrze i muzyka idealnie się komponowały ze sobą. Po 2 godzinnym tańcu zacząłem jednak lekko..."przysypiać" dlatego zmieniłem klimat na nieplanowaną wcześniej scenę Gate to the Hell. Muzyka i klimat zatrzymał mnie tam na bardzo długo ^^ oj pohasali i pougniatali my ziemie miażdżeni Hardstylem, Dutch Master pozamiatał Nie spodziewałem się, że hardstyle może tak na mnie działać, a jednak
Po maratonie ciężkich dźwięków chwila dla Myon & Shane54, mały odpoczynek i... powrót na Gate To The Hell
ta scena mnie po prostu urzekła, zaczarowała. Mam nadzieję, że na przyszłych edycjach będzie również.
Ostatnim DJ na tej scenie był ResQ pres Outworld, jednak jego set był już jak dla mnie na tą godzinę za szybki ;P dlatego ewakuowałem się na chwilę na RTTS gdzie grała Claudia Cazacu.
Pod koniec jej seta, z uwagi na to, że byłem kierowcą i to już dosyć zmęczonym byłem zmuszony opuścić imprezę, aby spokojnie dojechać do domu.
Podsumowując w porównaniu do poprzedniej edycji bawiłem się porównywalnie dobrze, w tym roku postawiłem na inne sceny i nie żałuję tego, nie byłem nawet przez sekundę na scenie Electrocity jednak jakoś nie żałuję, może jedynie seta Miqro i Milkwisha bym z chęcią usłyszał. Setem nr 1 tego wieczoru był set Alexa, tuż za nim Dutch Master, Dubfire i Nastia.
Co do organizacji ogólnie na plus oprócz minusa za mega długi czas oczekiwania na wejście i jedzenie ( dostałem zimną kiełbaskę ). Pozdrowienia dla wszystkich znajomych, których miałem przyjemność spotkać tej nocy a było ich mnóstwo
na koniec krótki filmik ze sceny Lecha
Pozdrawiam
TomekU
było to moje drugie Electrocity, więc mogę je porównywać tylko do zeszłorocznego chodź... i to nie bardzo gdyż w tamtym roku praktycznie cała imprezę przetańcowałem na Run To The Sun, a w tym roku...
W tym roku moja przygoda z EC była niewiadoma, miałem nie jechać, w końcu jednak dotarłem i na wejściu zonk... wpadka organizatorów, kolejka niby jak w zeszłym roku, tylko, że rok temu udało się wejść w przeciągu max 10 min, a w tym roku staliśmy z dobre 40 min... po wejściu na teren imprezy nastąpił szybki przegląd time table i wyruszyłem na seta Carlo Calabro, który w zeszłym roku zagrał bardzo energicznie i w tym roku jego muzyka zrobiła konkretną robotę. Ok godziny 22 udałem się w kierunku namiotu Lecha gdzie miał grać Alex, trafiłem na końcówkę seta Neevalda, można było potupać nóżką do słonecznej muzyki House. Po nim za konsolą pojawił się Alex, który rozpoczął seta klasykiem EC
Michał stopniowo podkręcał moc, żeby po 15 min lecieć na full!
Przez cała godzinę pełen odlot i hasanie na parkiecie napełniło mnie energia i dobrym humorem na resztę imprezy.
Po kapitalnym secie Alexa, mały odpoczynek i udałem się na scenę Fly With Me, gdzie grała Nastia, a po niej Dubfire. W kościele zostałem na około 2 godziny. Wnętrze i muzyka idealnie się komponowały ze sobą. Po 2 godzinnym tańcu zacząłem jednak lekko..."przysypiać" dlatego zmieniłem klimat na nieplanowaną wcześniej scenę Gate to the Hell. Muzyka i klimat zatrzymał mnie tam na bardzo długo ^^ oj pohasali i pougniatali my ziemie miażdżeni Hardstylem, Dutch Master pozamiatał Nie spodziewałem się, że hardstyle może tak na mnie działać, a jednak
Po maratonie ciężkich dźwięków chwila dla Myon & Shane54, mały odpoczynek i... powrót na Gate To The Hell
ta scena mnie po prostu urzekła, zaczarowała. Mam nadzieję, że na przyszłych edycjach będzie również.
Ostatnim DJ na tej scenie był ResQ pres Outworld, jednak jego set był już jak dla mnie na tą godzinę za szybki ;P dlatego ewakuowałem się na chwilę na RTTS gdzie grała Claudia Cazacu.
Pod koniec jej seta, z uwagi na to, że byłem kierowcą i to już dosyć zmęczonym byłem zmuszony opuścić imprezę, aby spokojnie dojechać do domu.
Podsumowując w porównaniu do poprzedniej edycji bawiłem się porównywalnie dobrze, w tym roku postawiłem na inne sceny i nie żałuję tego, nie byłem nawet przez sekundę na scenie Electrocity jednak jakoś nie żałuję, może jedynie seta Miqro i Milkwisha bym z chęcią usłyszał. Setem nr 1 tego wieczoru był set Alexa, tuż za nim Dutch Master, Dubfire i Nastia.
Co do organizacji ogólnie na plus oprócz minusa za mega długi czas oczekiwania na wejście i jedzenie ( dostałem zimną kiełbaskę ). Pozdrowienia dla wszystkich znajomych, których miałem przyjemność spotkać tej nocy a było ich mnóstwo
na koniec krótki filmik ze sceny Lecha
Pozdrawiam
TomekU
zapraszam na mój oficjalny profil na Facebook'u
https://www.facebook.com/djtomvanbeat
https://www.facebook.com/djtomvanbeat
http://walbrzych24.com/1-wiadomosci/352 ... y-7-foto-2
Taką oto fotorelację znalazłem na portalu newsowym mojego miasta
Taką oto fotorelację znalazłem na portalu newsowym mojego miasta
- paulspacer
- Posty: 204
- Rejestracja: 11 gru 2010, o 19:25
- Lokalizacja: Lubsko
Wedle obietnicy kilka słów ode mnie
Podobnie jak Tom na EC byłem 2 raz więc również mam porównanie tylko z edycją ubiegłoroczną
Wraz z Lazarusem wystartowałem tradycyjnie z dworca PKP w Żarach, by ok. 17:30 znaleźć się w Malczycach, skąd autobus zabrał nas do Lubiąża. Po krótkim spacerze jaki zafundowała nam policja i służba celna (rutynowa, losowa kontrola autokaru) naszym oczom ukazał się klasztor cystersów, którego widok od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Po załatwieniu formalności i przejściu przez bramę które w naszym przypadku przebiegło bardzo sprawnie, z TimeTable w ręku zaczęliśmy planować rozpoczynającą się imprezę. W międzyczasie dołączył do nas Desper, a po krótkiej chwili także Anita i w tym momencie kompletną ekipą wyruszyliśmy sprawdzić co dzieje się w kościółku, gdzie jak się później okazało przetańczyliśmy prawie całą noc.
Poziom X
Trudno jest oceniać seta po jego końcówce, ale to co zdążyłem usłyszeć brzmiało całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że to właśnie temu panu przypadło rozpoczęcie imprezy na scenie SCI+TEC, gdyż o późniejszej porze z pewnością zagrałby on o wiele mocniej. Rozruszałem w tym czasie jednak kości i przygotowałem ciało na parkietowe szaleństwa jakich pierwszą dawkę mieliśmy przyjąć już za chwilę.
DUSS
Cudze chwalicie, swego nie znacie rzec by można gdyby nie fakt, że duet ten cieszy się ogromnym uznaniem wśród polskich fanów technicznych dźwięków. Panowie znani również pod nazwą Double & SS zagrali tak konkretnego seta, że już w czasie jego trwania wiedziałem, iż będzie on jednym z najlepszych. Dynamiczne przejścia, bas wywracający wnętrzności i mega klimat wciągnęły mnie i resztę mojej ekipy tak bardzo, iż stwierdziliśmy zgodnie: wyjście w trakcie tego seta byłoby grzechem Wszystko co dobre kiedyś się kończy, jednak na szczęście dla nas był to początek imprezy więc zaraz po zakończeniu występu DUSS opuściliśmy na chwilę kościół by zachować siły na później.
"Przerwa techniczna" była doskonałym momentem nie tylko na posilenie się i uzupełnienie płynów, ale również na spotkania z resztą DMCmaniaków przy kubku złocistego napoju W tym miejscu chciałem serdecznie pozdrowić InDaBeat'a, Matishe'a, Pubmana, Kajto, Maziego, Tom Van Beat'a i Flagowego. Jeśli kogoś pominąłem, przepraszam i oczywiście również pozdrawiam.
Nastia
Tuż przed północą wróciliśmy pod scenę SCI+TEC gdzie za chwilę swojego seta miał rozpocząć mistrz ceremonii, proboszcz Dubfire jednak przez ok. półgodzinny poślizg niechcący załapaliśmy się na fragment seta Nastii, co okazało się być całkiem przyjemnym zbiegiem okoliczności. Dźwięki jakie zaserwowała brzmiały bardzo okazale i nie pozwalały nam ustać w miejscu przez co nieznajoma mi dotąd pani zaprezentowała się z bardzo dobrej strony.
Dubfire
W okolicach 00:30 zgasły światła, a pani Krystyna poinformowała nas, że proboszcz właśnie zaczyna swoje nabożeństwo. Dubfire rozpoczął bardzo charakterystycznie - klimatycznym intrem przyprawiającym o dreszcze. Jego set rozkręcał się powoli, jednak z każdym kolejnym utworem zyskiwał na mocy poruszając każdą komórkę mojego ciała. Anitka wykorzystując swój wrodzony wdzięk (wiem, że mnie udusisz xD) zaciągnęła mnie prawie pod samą scenę gdzie bas dosłownie unosił ciało i wprawiał je w rytmiczne pląsy Set Aliego trwał 2,5 godziny przez co starał się on równomiernie rozłożyć energię, aby przypadkiem ludzie zbytnio nie opadli z sił od czasu do czasu zwalniając tempo, co w przypadku moim i reszty ekipy było zabiegiem zbędnym, gdyż w ciągu całego występu energii nam nie brakowało.
Oliver Huntemann
Pierwsze kilkanaście minut jego seta musieliśmy odpuścić, gdyż po tym co zrobił z nami Dubfire nasze nogi wręcz domagały się chwili wytchnienia, jednak prędko wróciliśmy nie mogąc nie potańczyć przy jednym z najważniejszych setów imprezy. Było mocno, wciągająco, a czasami wiercąco i miażdżąco Oliver zagrał nieco inaczej niż poprzednicy, nie ustępując im jednak nawet na moment energią i klimatem. Oprócz wielu świetnych kawałków usłyszeliśmy też jego autorskie produkcje, m.in. Delirium, Tasmanian Tiger i na zakończenie Melbourne. Kiedy Huntemann opuszczał scenę na zegarach mineła 4:30, a koniec imprezy zbliżał się wielkimi krokami.
W tym momencie postanowiliśmy chwilę odpocząc, a następnie odwiedzić scenę Electrocity gdyż jak ktoś powiedział, wypadałoby chociaż rzucić okiem na scenę główną. Swojego seta właśnie kończyła tam Sydney Blu, która mimo chłodu jaki o świcie nawiedził klasztor wyglądała na bardzo rozgrzaną, a swoim ciepłem zarażała fanów pląsających pod sceną. Nas jednak nie rozruszała, a na dodatek przyszedł moment pierwszego pożegnania. Anita udała się do domu, a ja i Lazarus postanowiliśmy sprawdzić w jakiej formie jest w tym roku Niklas Venn.
Niklas Venn
Mocne, hard trance'owe uderzenie na zakończenie imprezy? Czemu nie! Wielki szacunek dla tego faceta za to jak zagrał i że o 5:00 nad ranem potrafił zgromadzić pod sceną Run To The Sun sporą grupkę ludzi i wykrzesać z nich najgłębiej skrywane pokłady energii. Kiedy usłyszałem doskonale mi znane klasyki w kosmicznych wersjach byłem pewny, że lepszego miejsca dla siebie o tej porze wybrać nie mogłem
Zakończenie
Punktualnie o 6:00 światła zgasły, muzyka ucichła a najwytrwalsi klubowicze opuszczali mury Elektrycznego Miasta w blasku wschodzącego słońca. Żal było wracać do domu, jednak już wtedy wiedziałem, że pojawię się tu również za rok. Porównując EC6 i EC7 napiszę tak: w tym roku czuję się bardziej spełniony muzycznie, pewnie dlatego że większość imprezy spędziłem przy klimatycznie najbliższej mi scenie. Organizacyjnie na plus poza małymi wpadkami, które jakoś specjalnie nie popsuły mi zabawy. Serdecznie podziękowania dla Anity, Lazara i Despera - bez was ta impreza z pewnością nie była by taka sama Dziękuję wszystkim za tą niezapomnianą noc i do zobaczenia na kolejnych eventach.
Pozdrawiam, Paweł
Podobnie jak Tom na EC byłem 2 raz więc również mam porównanie tylko z edycją ubiegłoroczną
Wraz z Lazarusem wystartowałem tradycyjnie z dworca PKP w Żarach, by ok. 17:30 znaleźć się w Malczycach, skąd autobus zabrał nas do Lubiąża. Po krótkim spacerze jaki zafundowała nam policja i służba celna (rutynowa, losowa kontrola autokaru) naszym oczom ukazał się klasztor cystersów, którego widok od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Po załatwieniu formalności i przejściu przez bramę które w naszym przypadku przebiegło bardzo sprawnie, z TimeTable w ręku zaczęliśmy planować rozpoczynającą się imprezę. W międzyczasie dołączył do nas Desper, a po krótkiej chwili także Anita i w tym momencie kompletną ekipą wyruszyliśmy sprawdzić co dzieje się w kościółku, gdzie jak się później okazało przetańczyliśmy prawie całą noc.
Poziom X
Trudno jest oceniać seta po jego końcówce, ale to co zdążyłem usłyszeć brzmiało całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że to właśnie temu panu przypadło rozpoczęcie imprezy na scenie SCI+TEC, gdyż o późniejszej porze z pewnością zagrałby on o wiele mocniej. Rozruszałem w tym czasie jednak kości i przygotowałem ciało na parkietowe szaleństwa jakich pierwszą dawkę mieliśmy przyjąć już za chwilę.
DUSS
Cudze chwalicie, swego nie znacie rzec by można gdyby nie fakt, że duet ten cieszy się ogromnym uznaniem wśród polskich fanów technicznych dźwięków. Panowie znani również pod nazwą Double & SS zagrali tak konkretnego seta, że już w czasie jego trwania wiedziałem, iż będzie on jednym z najlepszych. Dynamiczne przejścia, bas wywracający wnętrzności i mega klimat wciągnęły mnie i resztę mojej ekipy tak bardzo, iż stwierdziliśmy zgodnie: wyjście w trakcie tego seta byłoby grzechem Wszystko co dobre kiedyś się kończy, jednak na szczęście dla nas był to początek imprezy więc zaraz po zakończeniu występu DUSS opuściliśmy na chwilę kościół by zachować siły na później.
"Przerwa techniczna" była doskonałym momentem nie tylko na posilenie się i uzupełnienie płynów, ale również na spotkania z resztą DMCmaniaków przy kubku złocistego napoju W tym miejscu chciałem serdecznie pozdrowić InDaBeat'a, Matishe'a, Pubmana, Kajto, Maziego, Tom Van Beat'a i Flagowego. Jeśli kogoś pominąłem, przepraszam i oczywiście również pozdrawiam.
Nastia
Tuż przed północą wróciliśmy pod scenę SCI+TEC gdzie za chwilę swojego seta miał rozpocząć mistrz ceremonii, proboszcz Dubfire jednak przez ok. półgodzinny poślizg niechcący załapaliśmy się na fragment seta Nastii, co okazało się być całkiem przyjemnym zbiegiem okoliczności. Dźwięki jakie zaserwowała brzmiały bardzo okazale i nie pozwalały nam ustać w miejscu przez co nieznajoma mi dotąd pani zaprezentowała się z bardzo dobrej strony.
Dubfire
W okolicach 00:30 zgasły światła, a pani Krystyna poinformowała nas, że proboszcz właśnie zaczyna swoje nabożeństwo. Dubfire rozpoczął bardzo charakterystycznie - klimatycznym intrem przyprawiającym o dreszcze. Jego set rozkręcał się powoli, jednak z każdym kolejnym utworem zyskiwał na mocy poruszając każdą komórkę mojego ciała. Anitka wykorzystując swój wrodzony wdzięk (wiem, że mnie udusisz xD) zaciągnęła mnie prawie pod samą scenę gdzie bas dosłownie unosił ciało i wprawiał je w rytmiczne pląsy Set Aliego trwał 2,5 godziny przez co starał się on równomiernie rozłożyć energię, aby przypadkiem ludzie zbytnio nie opadli z sił od czasu do czasu zwalniając tempo, co w przypadku moim i reszty ekipy było zabiegiem zbędnym, gdyż w ciągu całego występu energii nam nie brakowało.
Oliver Huntemann
Pierwsze kilkanaście minut jego seta musieliśmy odpuścić, gdyż po tym co zrobił z nami Dubfire nasze nogi wręcz domagały się chwili wytchnienia, jednak prędko wróciliśmy nie mogąc nie potańczyć przy jednym z najważniejszych setów imprezy. Było mocno, wciągająco, a czasami wiercąco i miażdżąco Oliver zagrał nieco inaczej niż poprzednicy, nie ustępując im jednak nawet na moment energią i klimatem. Oprócz wielu świetnych kawałków usłyszeliśmy też jego autorskie produkcje, m.in. Delirium, Tasmanian Tiger i na zakończenie Melbourne. Kiedy Huntemann opuszczał scenę na zegarach mineła 4:30, a koniec imprezy zbliżał się wielkimi krokami.
W tym momencie postanowiliśmy chwilę odpocząc, a następnie odwiedzić scenę Electrocity gdyż jak ktoś powiedział, wypadałoby chociaż rzucić okiem na scenę główną. Swojego seta właśnie kończyła tam Sydney Blu, która mimo chłodu jaki o świcie nawiedził klasztor wyglądała na bardzo rozgrzaną, a swoim ciepłem zarażała fanów pląsających pod sceną. Nas jednak nie rozruszała, a na dodatek przyszedł moment pierwszego pożegnania. Anita udała się do domu, a ja i Lazarus postanowiliśmy sprawdzić w jakiej formie jest w tym roku Niklas Venn.
Niklas Venn
Mocne, hard trance'owe uderzenie na zakończenie imprezy? Czemu nie! Wielki szacunek dla tego faceta za to jak zagrał i że o 5:00 nad ranem potrafił zgromadzić pod sceną Run To The Sun sporą grupkę ludzi i wykrzesać z nich najgłębiej skrywane pokłady energii. Kiedy usłyszałem doskonale mi znane klasyki w kosmicznych wersjach byłem pewny, że lepszego miejsca dla siebie o tej porze wybrać nie mogłem
Zakończenie
Punktualnie o 6:00 światła zgasły, muzyka ucichła a najwytrwalsi klubowicze opuszczali mury Elektrycznego Miasta w blasku wschodzącego słońca. Żal było wracać do domu, jednak już wtedy wiedziałem, że pojawię się tu również za rok. Porównując EC6 i EC7 napiszę tak: w tym roku czuję się bardziej spełniony muzycznie, pewnie dlatego że większość imprezy spędziłem przy klimatycznie najbliższej mi scenie. Organizacyjnie na plus poza małymi wpadkami, które jakoś specjalnie nie popsuły mi zabawy. Serdecznie podziękowania dla Anity, Lazara i Despera - bez was ta impreza z pewnością nie była by taka sama Dziękuję wszystkim za tą niezapomnianą noc i do zobaczenia na kolejnych eventach.
Pozdrawiam, Paweł
Przyszła też pora na moją wypowiedź. Tym razem sie nie będę rozpisywał.
Większość bardzo trafnie przedstawił Paul Spacer powyżej.
Mogę natomiast wspomnieć, iż to 3-cia edycja fetstiwalu na którem miałem zaszczyt się bawić. O żadnych wpadkach organizacyjnych nie napiszę.. Samemu akurat nie miałem okazji się spotkać z którąś z nich. Natomiast zdziwiła mnie niska frekwencja ludzi w okolicach 17'30 - 18'30. Na odjazd autobusu z Malczyc czekaliśmy ok 30 minut, by mógł pojechać pełny. Przez samą bramkę też dostaliśmy się w miarę szybko. Później mogło być tak jak opisał Tom.
Na miejscu gdy już z Desperem i Anitą byliśmy w komplecie postanowiliśmy się udać do kościoła klasztornego pw. Wniebowzięcia Najświętrzej Marii Panny. Niegdyś scena ''Fly With Me'', dziś ku pewemu zaskoczeniu - ''Sci Tec'' . Ciekawostką w tym momencie jest to że wytwórnia jakby nie mówić gwiazdy na tej scenie czyli Dubfire ma tą samą nazwę.
Wchodząc do kościoła zdążyliśmy na kilka taktów występu Poziom'a X. Tak jak napisł Paul - subtelnymi dźwiękami delikatnego minimalu odpowiednio przygotował nas na niespodziankę ze strony dwóch naszych rodaków. Czyli Double U & SS.
Na występie Tych panów postanowiliśmy zostać do końca. To, co nam zaprezentowali dosłownie niepozwalało nawet na chwilę wyjść ze struktury kościelnej. Ich muzyka nas zahipnotyzowała.
Po nich przyszedł czas na przerwę i odwiedzenie innych scen. Podczas spaceru po dziedzincu klasztornym pełnym fanów różnorakiej elektroniki spotkaliśmy naszych przyjaciół z forum DMC. Między innymi właśnie Tom Van Beat'a Flagowego, Pubmana, In Da Beat'a i Matishe'a. Trudno był się dograć. Każdy z nas miał już plan gdzie będzie się bawić. Po wypiciu piwa poszliśmy więc w starym komplecie na Sci Tec, gdzie swój występ rozpoczął Dubfire. Jedno tu zapamiętałem. Podczas Jingla zapowiadającego, gdy zostały wypowiedziane słowa ''... Rozdział Piąty .. Dubfire'' wszyscy wydali z siebie jednogłośny Aplauz. To było coś szczególnego.
Zagrał ekstra, choć przyznam, że spodziewałem się od niego więcej . W tamtym roku jego występ mnie zaczarował w dosłownym znaczeniu.. Teraz grał trzy godziny i powiem szczerze, że w niektórych momentach było zbyt monotonnie.
Najlepiej na tej scenie zagrał dla mnie Oliver Huntemann. To dla mnie zdecydowanie numer 1 tegorocznej edycji. Ani na chwilę nawet nie próbował rezygnować ze swojego unikalnego stylu. Mogę go co najwyżej porównać do występu Jurka Przeździeckiego na Mayday Poland 2011. Dźwięki wyróżniały się bardzo w porównaniu do wcześniejszych setów. Zresztą jest to dość osobliwy producent muzyczny.
Po kolejnej dźwiekowej hipnozie przyszedł czas opuścić wnętrze i przejść na Run To The Sun. Kończyła wtedy grać Klaudia Cazacu dość charakterysycznym motywem z Loops & Tings. Wtedy to się ciepło na sercu zrobiło.. Kawał wspomnień się odezwał.
Gdy zaczynał natomiast Niklas Venn - powoli wschodziło już słońce. Szybki i Mocny Hard Trance, jaki zaserwował okazał się być niezwykle pobudzający. Większość jego występu udało mi się nagrać. Jest tam uchwycone zmieniające się poranne niebo. Nie można było nie pójść i nie potańczyć dla takiej muzyki.. Na koniec wszyscyśmy, którzy się bawili podziekowali mu za dobrą zabawę. Przyszedł czas się pożegnać i udać w bezpieczną trasę do domu.
Dziękuję wszystkim tym z którymi miałem zaszczyt się bawić, całej ekipie z Soundtrade za ten niecodzienny Event, oraz Muzycznemu Radiu za możliwość uczestniczenia w nim.. Pozdrawiam gorąco.
P.S. Jak tylko odpowiednio przekonwertuję filmy z imprezy to od razu się nimi z Wami podzielę.
Większość bardzo trafnie przedstawił Paul Spacer powyżej.
Mogę natomiast wspomnieć, iż to 3-cia edycja fetstiwalu na którem miałem zaszczyt się bawić. O żadnych wpadkach organizacyjnych nie napiszę.. Samemu akurat nie miałem okazji się spotkać z którąś z nich. Natomiast zdziwiła mnie niska frekwencja ludzi w okolicach 17'30 - 18'30. Na odjazd autobusu z Malczyc czekaliśmy ok 30 minut, by mógł pojechać pełny. Przez samą bramkę też dostaliśmy się w miarę szybko. Później mogło być tak jak opisał Tom.
Na miejscu gdy już z Desperem i Anitą byliśmy w komplecie postanowiliśmy się udać do kościoła klasztornego pw. Wniebowzięcia Najświętrzej Marii Panny. Niegdyś scena ''Fly With Me'', dziś ku pewemu zaskoczeniu - ''Sci Tec'' . Ciekawostką w tym momencie jest to że wytwórnia jakby nie mówić gwiazdy na tej scenie czyli Dubfire ma tą samą nazwę.
Wchodząc do kościoła zdążyliśmy na kilka taktów występu Poziom'a X. Tak jak napisł Paul - subtelnymi dźwiękami delikatnego minimalu odpowiednio przygotował nas na niespodziankę ze strony dwóch naszych rodaków. Czyli Double U & SS.
Na występie Tych panów postanowiliśmy zostać do końca. To, co nam zaprezentowali dosłownie niepozwalało nawet na chwilę wyjść ze struktury kościelnej. Ich muzyka nas zahipnotyzowała.
Po nich przyszedł czas na przerwę i odwiedzenie innych scen. Podczas spaceru po dziedzincu klasztornym pełnym fanów różnorakiej elektroniki spotkaliśmy naszych przyjaciół z forum DMC. Między innymi właśnie Tom Van Beat'a Flagowego, Pubmana, In Da Beat'a i Matishe'a. Trudno był się dograć. Każdy z nas miał już plan gdzie będzie się bawić. Po wypiciu piwa poszliśmy więc w starym komplecie na Sci Tec, gdzie swój występ rozpoczął Dubfire. Jedno tu zapamiętałem. Podczas Jingla zapowiadającego, gdy zostały wypowiedziane słowa ''... Rozdział Piąty .. Dubfire'' wszyscy wydali z siebie jednogłośny Aplauz. To było coś szczególnego.
Zagrał ekstra, choć przyznam, że spodziewałem się od niego więcej . W tamtym roku jego występ mnie zaczarował w dosłownym znaczeniu.. Teraz grał trzy godziny i powiem szczerze, że w niektórych momentach było zbyt monotonnie.
Najlepiej na tej scenie zagrał dla mnie Oliver Huntemann. To dla mnie zdecydowanie numer 1 tegorocznej edycji. Ani na chwilę nawet nie próbował rezygnować ze swojego unikalnego stylu. Mogę go co najwyżej porównać do występu Jurka Przeździeckiego na Mayday Poland 2011. Dźwięki wyróżniały się bardzo w porównaniu do wcześniejszych setów. Zresztą jest to dość osobliwy producent muzyczny.
Po kolejnej dźwiekowej hipnozie przyszedł czas opuścić wnętrze i przejść na Run To The Sun. Kończyła wtedy grać Klaudia Cazacu dość charakterysycznym motywem z Loops & Tings. Wtedy to się ciepło na sercu zrobiło.. Kawał wspomnień się odezwał.
Gdy zaczynał natomiast Niklas Venn - powoli wschodziło już słońce. Szybki i Mocny Hard Trance, jaki zaserwował okazał się być niezwykle pobudzający. Większość jego występu udało mi się nagrać. Jest tam uchwycone zmieniające się poranne niebo. Nie można było nie pójść i nie potańczyć dla takiej muzyki.. Na koniec wszyscyśmy, którzy się bawili podziekowali mu za dobrą zabawę. Przyszedł czas się pożegnać i udać w bezpieczną trasę do domu.
Dziękuję wszystkim tym z którymi miałem zaszczyt się bawić, całej ekipie z Soundtrade za ten niecodzienny Event, oraz Muzycznemu Radiu za możliwość uczestniczenia w nim.. Pozdrawiam gorąco.
P.S. Jak tylko odpowiednio przekonwertuję filmy z imprezy to od razu się nimi z Wami podzielę.
''Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia''
-
- Posty: 1
- Rejestracja: 18 sie 2012, o 11:11
Od Electrocity dzieli mnie i moich znajomych ponad 600 kilometrów lecz pomimo wszystko pojechaliśmy na tą imprezę. Byłam tam już po raz kolejny - wcześniej odwiedziłam Electrocity w 2010roku. Od razu po wejściu na teren klasztoru znów poczułam niesamowitą magię tego miejsca oraz tę atmosferę miłości i szczęścia, która emanowała od każdego człowieka. Rozmawiałam z ludźmi, których nie znałam, każdy był wobec siebie niezwykle miły. Po prostu Electrocity to miejsce gdzie zjeżdża się tysiące osób w tym samym celu - liczy się po prostu dobra zabawa a przede wszystkim muzyka!
Najwięcej czasu spędziłam na scenach run to the sun oraz fly with me chociaż odwiedziłam również namiot Lech-a oraz scenę gate to the hell, która pokochałam już będąc na Electrocity 5 - pomimo iż na co dzień nie słucham takiej muzyki, na EC miała ona dla mnie w sobie niesamowity potencjał. To chyba za sprawą Alex'a Kidd'a, który urzekł mnie swoim setem dwa lata temu.
W każdym bądź razie po przybyciu na teren klasztoru na początku odwiedziłam namiot Lech-a i spijając piwo, jeszcze w pustym namiocie bawiłam się do dźwięków zapodawanych przez dj.Flor'a ;P było na prawdę na plus zwłaszcza, że cały namiot należał do nas chwilę później zaczęli również dołączać do nas inni ludzie ale zechcieliśmy zwiedzić resztę scen i ruszyliśmy w głębie terenu Electrocity by zobaczyć czym zaskoczą nas organizatorzy
Zaszliśmy na scenę Electrocity na której grali właśnie chłopaki z Dafhouse Postaliśmy, pobawiliśmy i gdy za stery wskoczył Mr.X ruszyliśmy dalej
Minęliśmy run to the sun i trafiliśmy na fly with me - tam właśnie grali chłopaki DUSS bawiłam się pod samą sceną bo inaczej nie potrafię - na prawdę w porównaniu do roku 2010 nagłośnienie w klasztorze było o niebo lepsze a chłopaki pozytywnie wkręcili mnie w ich muzyczną podróż. Momentami z całymi tłumami krzyczałam głośno: Wojtek, Wojtek pod koniec seta podszedł do nas i zaczął naklejać naklejki DUSS oraz przybijać nam piąteczki buziak w rękę od tego pana oraz naklejka na dekolcie było dla mnie na prawdę czymś niesamowitym - do tej pory gdy to sobie przypominam nie potrafię przestać się uśmiechać. Późnej gdzieś przepadłam - sama nie wiem gdzie ale za pewne poszłam ze znajomymi na piwo czy też krążyłam po scenach bo mieliśmy obawę, że zgubiliśmy kluczyki od auta - na szczęście okazało się, że miał je kolega w każdym bądź razie wiem, że o 22 znalazłam się na scenie Gate To The Hell, na której występował właśnie Alex Kidd:) a propo's - scena Gate To The Hell w porównaniu do roku 2010 była niesamowicie umiejscowiona oraz oświetlona! Byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć, że organizacja tego eventu poszła aż tak bardzo w górę coś niesamowitego Alex jak zwykle swoim setem, uśmiechem podbił moje serce. Ludzie na scenie GTTH też są jacyś specyficzni - po prostu emanują szczęściem! To jest nie do opisania - tam trzeba po prostu być i wtedy widzi się, że nawet jeżeli jedziesz na imprezę sam zawsze znajdą się ludzie, którzy Cię z uśmiechem przygarną i będą bawić się razem z Tobą pomimo iż właśnie pierwszy raz widzą Cię na oczy. Alex oczywiście miło mnie zaskoczył ale wiedziałam, że już nie długo swojego seta będzie zapodawał Jordan Suckley i na około 23 biegłam na scenę Run To The Sun. Oczywiście wraz z kolegą podbiłam pod barierki i zaczęłam degustować dźwięki i zarazem obserwować co robi Jordan. To co pokazał w swoim secie było dla mnie poezją dźwięków
skakałam, krzyczałam, śmiałam się a pod koniec seta (gdy już widziałam, że kończy swój występ) miałam łzy szczęścia w oczach - po prostu płakałam ze szczęścia, że udało mu się przenieść mnie w swój mały muzyczny świat. To było niesamowite - płakać na przeciwko dj'a, który uśmiechnął się na widok tego jak uśmiechnięta ocieram łzy ze swoich oczu... ♥
Nawet nie zdążyłam ochłonąć po secie Jordana gdy już Electrocity dało mi kolejną atrakcję - festiwal ognia. Oczywiście stojąc pod barierką na run to the sun mało widziałam ale i tak byłam pod niesamowitym wrażeniem! Gdy fajerwerki zajęły całe niebo poczułam się jeszcze bardziej nakręcona na imprezę. (a tak na marginesie - moi znajomi, którzy bawili się całą noc w klasztorze na drugi dzień pytali mnie dlaczego nie było festiwalu ognia ahahaha ).
Następnie zaczął grać Richard Durand ale jak dla mnie szału nie było - dlatego spędziłam tam jakieś 15minut i nagle uświadomiłam sobie, że na Fly with me właśnie gra Dubfire. Nie wiem czy to on wszedł trochę później czy to ja po prostu nie miałam zegarka ale gdy weszłam bawiłam się jeszcze trochę gdy nagle weszło intro odnośnie Dubfire. Co on ze mną zrobił - brak słów. Myślę, że to właśnie od sprawił, że dalej mam zakwasy na karku i barkach od machania głową w rytm głębokich i klimatycznych basów. Był niesamowity ale o 1:30 udałam się na RTTS ponieważ zaczynał tam swego seta Judge Jules. I dobrze zrobiłam, że tam poszłam bo jak dla mnie zagrał najlepszego seta na Electrocity muzyczna ekspresja, mocne dźwięki - dobra technika i charyzma za konsolą. Nic więcej nie było mi potrzebne.
Zakochałam się w jego secie i z wielkim bananem na buźce skakałam w górę jak piłka Urzekł mnie, po prostu mnie urzekł aż do tego stopnia, że moje serce biło tysiąc razy szybciej no ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy a bez wątpienia uważam, że był najlepszy. O 3 udałam się na Olivera Hunten'a. Muzyka oczywiście kosmos ale nakręcona Judge'm Julesem nie mogłam zdzierżyć tego, że ten dj wygląda za konsolą jak gdyby był tam za karę. Wiem, że tak nie było ale brakowało mi jakiejś integracji z ludźmi ze strony dj'a. Pobyłam tam trochę, pobawiłam się i poszłam na Claudie Cazacu, która od pierwszych sekund swojego seta zaczynała pokazywać pazurki Dosłownie i w przenośni jest strasznie pewna siebie za konsolą przez co aż miło jest na nią patrzeć śmiała się za konsolą, integrowała z ludźmi, przesyłała buziaki - bawiła się a zarazem grała na prawdę niesamowitą muzykę ! Laska z klasą. Raz zacięła się jej płyta ale z tego również wybrnęła na miękko wyjmując ją z playera i udając, że ją wyrzuca miała coś w sobie, że pomimo iż marzłam, stałam i patrzyłam się w nią jak w obrazek. Jednak przed 5 już nie dałam rady dalej się bawić. Zamarzałam - byłam w bokserce i spodenkach przez co powoli przemarzałam do szpiku kości i ze smutkiem na twarzy i z pretensją do siebie, że nie wzięłam żadnej bluzy wyszłam poza teren klasztoru. Wszyscy moi znajomi są pozytywnie zszokowani.
Na Electrocity każdy koneser muzyki elektronicznej może znaleźć coś dla siebie i jak dla mnie to jest właśnie piękne. Nie ma żadnych schematów - jest po prostu wszystko. To właśnie dzięki Electrocity pokochałam hard-trance i hardstyle, i to właśnie na Electrocity zrozumiałam, że wszyscy muzykoholicy potrafią pięknie się jednoczyć i stawać się jedną wielką imprezową rodziną, której jedynym celem jest po prostu dobrze się bawić!
Najwięcej czasu spędziłam na scenach run to the sun oraz fly with me chociaż odwiedziłam również namiot Lech-a oraz scenę gate to the hell, która pokochałam już będąc na Electrocity 5 - pomimo iż na co dzień nie słucham takiej muzyki, na EC miała ona dla mnie w sobie niesamowity potencjał. To chyba za sprawą Alex'a Kidd'a, który urzekł mnie swoim setem dwa lata temu.
W każdym bądź razie po przybyciu na teren klasztoru na początku odwiedziłam namiot Lech-a i spijając piwo, jeszcze w pustym namiocie bawiłam się do dźwięków zapodawanych przez dj.Flor'a ;P było na prawdę na plus zwłaszcza, że cały namiot należał do nas chwilę później zaczęli również dołączać do nas inni ludzie ale zechcieliśmy zwiedzić resztę scen i ruszyliśmy w głębie terenu Electrocity by zobaczyć czym zaskoczą nas organizatorzy
Zaszliśmy na scenę Electrocity na której grali właśnie chłopaki z Dafhouse Postaliśmy, pobawiliśmy i gdy za stery wskoczył Mr.X ruszyliśmy dalej
Minęliśmy run to the sun i trafiliśmy na fly with me - tam właśnie grali chłopaki DUSS bawiłam się pod samą sceną bo inaczej nie potrafię - na prawdę w porównaniu do roku 2010 nagłośnienie w klasztorze było o niebo lepsze a chłopaki pozytywnie wkręcili mnie w ich muzyczną podróż. Momentami z całymi tłumami krzyczałam głośno: Wojtek, Wojtek pod koniec seta podszedł do nas i zaczął naklejać naklejki DUSS oraz przybijać nam piąteczki buziak w rękę od tego pana oraz naklejka na dekolcie było dla mnie na prawdę czymś niesamowitym - do tej pory gdy to sobie przypominam nie potrafię przestać się uśmiechać. Późnej gdzieś przepadłam - sama nie wiem gdzie ale za pewne poszłam ze znajomymi na piwo czy też krążyłam po scenach bo mieliśmy obawę, że zgubiliśmy kluczyki od auta - na szczęście okazało się, że miał je kolega w każdym bądź razie wiem, że o 22 znalazłam się na scenie Gate To The Hell, na której występował właśnie Alex Kidd:) a propo's - scena Gate To The Hell w porównaniu do roku 2010 była niesamowicie umiejscowiona oraz oświetlona! Byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć, że organizacja tego eventu poszła aż tak bardzo w górę coś niesamowitego Alex jak zwykle swoim setem, uśmiechem podbił moje serce. Ludzie na scenie GTTH też są jacyś specyficzni - po prostu emanują szczęściem! To jest nie do opisania - tam trzeba po prostu być i wtedy widzi się, że nawet jeżeli jedziesz na imprezę sam zawsze znajdą się ludzie, którzy Cię z uśmiechem przygarną i będą bawić się razem z Tobą pomimo iż właśnie pierwszy raz widzą Cię na oczy. Alex oczywiście miło mnie zaskoczył ale wiedziałam, że już nie długo swojego seta będzie zapodawał Jordan Suckley i na około 23 biegłam na scenę Run To The Sun. Oczywiście wraz z kolegą podbiłam pod barierki i zaczęłam degustować dźwięki i zarazem obserwować co robi Jordan. To co pokazał w swoim secie było dla mnie poezją dźwięków
skakałam, krzyczałam, śmiałam się a pod koniec seta (gdy już widziałam, że kończy swój występ) miałam łzy szczęścia w oczach - po prostu płakałam ze szczęścia, że udało mu się przenieść mnie w swój mały muzyczny świat. To było niesamowite - płakać na przeciwko dj'a, który uśmiechnął się na widok tego jak uśmiechnięta ocieram łzy ze swoich oczu... ♥
Nawet nie zdążyłam ochłonąć po secie Jordana gdy już Electrocity dało mi kolejną atrakcję - festiwal ognia. Oczywiście stojąc pod barierką na run to the sun mało widziałam ale i tak byłam pod niesamowitym wrażeniem! Gdy fajerwerki zajęły całe niebo poczułam się jeszcze bardziej nakręcona na imprezę. (a tak na marginesie - moi znajomi, którzy bawili się całą noc w klasztorze na drugi dzień pytali mnie dlaczego nie było festiwalu ognia ahahaha ).
Następnie zaczął grać Richard Durand ale jak dla mnie szału nie było - dlatego spędziłam tam jakieś 15minut i nagle uświadomiłam sobie, że na Fly with me właśnie gra Dubfire. Nie wiem czy to on wszedł trochę później czy to ja po prostu nie miałam zegarka ale gdy weszłam bawiłam się jeszcze trochę gdy nagle weszło intro odnośnie Dubfire. Co on ze mną zrobił - brak słów. Myślę, że to właśnie od sprawił, że dalej mam zakwasy na karku i barkach od machania głową w rytm głębokich i klimatycznych basów. Był niesamowity ale o 1:30 udałam się na RTTS ponieważ zaczynał tam swego seta Judge Jules. I dobrze zrobiłam, że tam poszłam bo jak dla mnie zagrał najlepszego seta na Electrocity muzyczna ekspresja, mocne dźwięki - dobra technika i charyzma za konsolą. Nic więcej nie było mi potrzebne.
Zakochałam się w jego secie i z wielkim bananem na buźce skakałam w górę jak piłka Urzekł mnie, po prostu mnie urzekł aż do tego stopnia, że moje serce biło tysiąc razy szybciej no ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy a bez wątpienia uważam, że był najlepszy. O 3 udałam się na Olivera Hunten'a. Muzyka oczywiście kosmos ale nakręcona Judge'm Julesem nie mogłam zdzierżyć tego, że ten dj wygląda za konsolą jak gdyby był tam za karę. Wiem, że tak nie było ale brakowało mi jakiejś integracji z ludźmi ze strony dj'a. Pobyłam tam trochę, pobawiłam się i poszłam na Claudie Cazacu, która od pierwszych sekund swojego seta zaczynała pokazywać pazurki Dosłownie i w przenośni jest strasznie pewna siebie za konsolą przez co aż miło jest na nią patrzeć śmiała się za konsolą, integrowała z ludźmi, przesyłała buziaki - bawiła się a zarazem grała na prawdę niesamowitą muzykę ! Laska z klasą. Raz zacięła się jej płyta ale z tego również wybrnęła na miękko wyjmując ją z playera i udając, że ją wyrzuca miała coś w sobie, że pomimo iż marzłam, stałam i patrzyłam się w nią jak w obrazek. Jednak przed 5 już nie dałam rady dalej się bawić. Zamarzałam - byłam w bokserce i spodenkach przez co powoli przemarzałam do szpiku kości i ze smutkiem na twarzy i z pretensją do siebie, że nie wzięłam żadnej bluzy wyszłam poza teren klasztoru. Wszyscy moi znajomi są pozytywnie zszokowani.
Na Electrocity każdy koneser muzyki elektronicznej może znaleźć coś dla siebie i jak dla mnie to jest właśnie piękne. Nie ma żadnych schematów - jest po prostu wszystko. To właśnie dzięki Electrocity pokochałam hard-trance i hardstyle, i to właśnie na Electrocity zrozumiałam, że wszyscy muzykoholicy potrafią pięknie się jednoczyć i stawać się jedną wielką imprezową rodziną, której jedynym celem jest po prostu dobrze się bawić!
- tomvanbeat
- Posty: 48
- Rejestracja: 11 gru 2010, o 22:03
- Lokalizacja: Wojcieszów/Wrocław
- Kontakt:
zapowiedź oficjalnego filmu z 7mej edycji Electrocity
zapraszam na mój oficjalny profil na Facebook'u
https://www.facebook.com/djtomvanbeat
https://www.facebook.com/djtomvanbeat
Cóż, odwiedziłam ten event pierwszy raz i nie żałuje, zakochałam się w Electrocity. Największe wrażenie zrobił na mnie Richard Durand, nie mniej Mr. X. Zresztą wszyscy Dj'e tam będący dawali czadu Mnóstwo wspaniałych, roztańczonych i dobrze się bawiących ludzi. 6 scen - było w czym wybierać, ale nie wszędzie można było być jednocześnie ;D pokaz ognia, coś pięknego -wpatrując się w rozświetlone niebo łzy kręciły się w oczkach a dech zapierał. Czegoś tak cudownego nigdy wcześniej nie widziałam, nie jeden sylwester wymięka To co najbardziej frustrowało, to cena piwka oraz posiłków, ale strawiłam ten fakt ;D To tak w skrócie ode mnie. Niech się klasztor szykuje, wbijam tam za rok ponownie